sobota, 11 lipca 2015

2.Neighbours

~ -Lepiej się zastanów czy warto!
- Nie wymądrzaj się, to że jesteś tu nowa nie czyni cię księżniczką kochanie.
- Brzydula.... Łamaga raczej... ~


Budząc się w sobotni poranek, myślałam o tym aby wyjść jak najszybciej z domu i poznać miasto. Chciałam zapomnieć o tym głupim śnie i zacząć wszystko od nowa, tak aby wydarzenia z przeszłości więcej nie miały miejsca w moim życiu. Po chwili namysłu postanowiłam, że pójdę zrobić śniadanie sobie i mamie, ale ku mojemu zdziwieniu, kiedy tylko przekroczyłam próg kuchni na stole stała już miska z malinowym budyniem, a obok karteczka, zapewne od mamy:
" Słońce, przepraszam, że nie mogę z tobą zjeść, ale muszę załatwić parę istotnych spraw. Pieniądze są w mojej szafce nocnej. Będę wieczorem. Baw się dobrze. Mama"
-Trudno, w takim razie zjem sama.- biorąc ostatnią łyżkę do buzi, odłożyłam miskę do zlewu. Następnie pomaszerowałam do pokoju, aby się ubrać. Wczoraj kupiłam sporo nowych ubrań, więc mam w czym wybierać. Po chwili zastanowienia zdecydowałam, że założę zwykłe jeansy oraz trampki, do tego biały top i ten długi sweterek, który miałam wczoraj na sobie. Włosy rozpuściłam i nałożyłam lekki makijaż, nic specjalnego, odrobina podkładu i delikatnie wytuszowane rzęsy. Wzięłam troche pieniędzy, jak pisała mama i wyszłam z domu. Tak jak się spodziewałam na dworze nie było zbyt ciepło, ale w końcu to dopiero marzec. Zamykałam już furtkę, kiedy poczułam czyjąś obecność.
- Cześć, jestem Chaz! - podskoczyłam lekko- Przepraszam jeśli cię przestraszyłem -lekko się zaśmiał - ale chciałem poznać bliżej moją sąsiadkę.- znów zachichotał.
- Hej.- lekko się uśmiechnęłam. - Ohhh to miłe z twojej strony Chaz. Jestem Rosę.- uścisnął moją dłoń po czym odwzajemnił uśmiech.
- Więc czy to nie ciebie widziałem wczoraj w centrum?
- Tak to prawdopodobnie byłam ja.
- Nie widziałem cię tu wcześniej, do jakiej szkoły chodzisz ?
- To pewnie dlatego, że jestem tu od wczoraj- lekko zachichotałam - Właśnie idę od poniedziałku do St. Lauren.- odpowiedziałam troszeczkę rozbawiona.
- Ohh no tak... To wiele wyjaśnia - podrapał się po karku i się zaśmiał - To może się spotkamy, bo też tam chodzę, dodam że niechętnie.
- No tak. -zaśmiałam się - przepraszam cię ale chciałam zapoznać się jeszcze z miastem, zanim pójdę do szkoły. No wiesz, nie chcę się zgubić -zaśmiałam się a Chaz mi zawtórował.
- No tak, to byłoby potworne! -zrobił ogromne oczy na co ja wybuchłam niekontrolowanym śmiechem - Chętnie bym cię oprowadził, ale mam już plany.
- Nic nie szkodzi, to zrozumiałe- machnęłam ręką - Cześć! -pomachałam mu na pożegnanie odchodząc od domu.
- Do zobaczenia Rose ! - krzyknął znikając za bramą swojego domu.
--------
Po godzinnym "zwiedzaniu", poszłam do centrum gdzie byłam wcześniej z mamą i zamówilam gorącą czekoladę. Czekając na kelnerkę, zajęłam miejsce przy oknie i spostrzegłam, że właśnie się rozpadało. Postanowiłam przeczekać to cudowne zjawisko... Czujecie ten sarkazm?. Kiedy dostałam swoją czekoladę, upiłam z niej łyk i mimowolnie się uśmiechnęłam. Zdałam sobie sprawę, że mogę zacząć wszystko na nowo z czystą kartą. Rozmyślając zauważyłam stolik na przeciwko mnie, przy ktorym siedział chłopak, ciężko myśląc. Wywnioskowałam to po ściągniętych brwiach i zmarszczonym czole. Swoją drogą był cholernie przystojny. Już stąd mogłam zobaczyć jego czekoladowe oczy. Zauważyłam też, że kąciki ust chłopaka drgnęły lekko ku górze i zdałam sobie sprawę, że mnie przyłapał, jak się na niego patrzyłam. Natychmiast odwróciłam głowę w drugą stronę, czułam jak moje policzki się palą, gdy znów na niego spojrzałam otrzymałam uśmiech, za który można byłoby umrzeć. Ponownie odwróciłam wzrok karcąc się w myślach za moją bezmyślność. Nigdy niczego nie potrafię się nauczyć, uhhg! Walnęłam się ręką w czoło, spotykając się z wymalowanym rozbawieniem na twarzy chłopaka. Nawet się nie zorientowałam, kiedy zjawił się obok mojego stolika.
- Nie myśl tak dużo - zachichotał, puszczając to słynne oczko. Nie zdążyłam nawet mu odpowiedzieć, bo zniknął już za drzwiami kafejki. Pomyślałam, że na mnie też już pora, więc poszłam zapłacić do kasy. Idąc do domu, spostrzegłam, że na ulicy zrobiło się straszliwie pusto, jedynie słychać było jeżdżące samochody. Powietrze po deszczu było takie świeże, ale postanowiłam przyspieszyć kroku, bo znów zanosiło się na solidny deszcz, a jakos nie miałam ochoty moknąć. Po 15 minutach byłam już w domu, a na zewnątrz znowu zaczęło padać. Mamy jeszcze nie było, a szczerze mówiąc trochę zgłodniałam. Znalazłam więc w książce telefonicznej numer najbliższej pizzerii i zamówilam małą pizzę ser, szynka, pieczarki. Czekając na dostawcę, poszłam do salonu i włączyłam telewizor, ale jak zwykle spotkałam się tylko z filmami przyrodniczymi. Zdecydowanie te filmy nie były moim punktem zainteresowań. Wyłączyłam telewizor i zobaczyłam samochód podjeżdżający pod mój dom z napisem "Valeria". Wyszłam, zapłaciłam za pizzę i miałam juz wracać do domu, ale zaciekawił mnie hałas dochodzący z domu Chaza. Stanęłam chwilkę i zauważyłam dwa czarne samochody stojące na jego podwórku co przypominało mi o jego planach. Kiedy zrobiło mi się już zimno, weszłam do domu i od razu zaczęłam zajadać się pizzą, której tak dawno juz nie jadłam. Po skończonym posiłku udałam się do mojego pokoju, gdzie zaległam na łóżku. Pomyślałam, że fajnie byłoby iść na taką imprezę, ale to przypomina mi o ty, że nigdy n takiej nie byłam bo nikt mnie nie zapraszał. Zrobiło sie bardzo późno, a mamy jeszcze nie było. W momencie kiedy chciałam iść się myć, zgasło światło. Wyglądając przez okno, zobaczyłam że to nie tylko mój problem, ale połowy osiedla. Schodząc do kuchni w poszukiwaniu świeczek, do moich uszu dotarł dźwięk dzwonka. Zastanawiało mnie tylko to kto postanowił mnie o tej porze odwiedzić, bo na pewno nie mama. Otworzyłam drzwi i ujrzałam Chaza chwiejącego się we wszystkie możliwe strony. Zaśmiałam się pod nosem wpuszczając go do środka,bo na dworze nieźle padło.
- Rosę! Przepraszam za najście, ale potrzepujemy trochę świeczek. Pożyczyłabyś?
- Tak, zaraz cos znajdę. Kiedy znalazłam pudełko świeczek, co było wielkim wyczynem, ponieważ nie wiedziałam gdzie się cokolwiek znajduje , a brak światła wcale nie pomagał.
- Proszę, twoje świeczki . - podałam mu pudełko, zapalając jedną w kuchni, tak że wreszcie było jasno.
- D-dziękuję Ro-Rosę. Będę twoim dłużnikiem - Chaz wychodząc potknął się jeszcze o próg na co tylko pokiwałam głową, śmiejąc się. Odprowadziłam go do bramy, a potem zniknął mi z pola widzenia. Będąc już u progu domu usłyszałam śmiechy:
- U Chaza chyba impreza się już skończyła- jakiś chłopak zaśmiał się, po czym reszta mu zawtórowała wchodząc do środka. Głos ten wydawał mi się znajomy, ale nie potrafiłam określić do kogo on należał. Również śmiejąc z trefnej uwagi nieznajomego przekroczyłam próg domu.
----
Było już zdecydowanie późno, więc postanowiłam iść w końcu się wykąpać. Wzięłam jedną świeczkę, nalewając sobie wodę do wanny. Kiedy tylko weszłam do gorącej wody, całe dzisiejsze zmęczenie odeszło.
- Jak nastrojowo...- zaśmiałam się sama do siebie po czym uderzyłam się w czoło z mojej własnej głupoty.
-----
Leżąc na łóżku już w piżamach,usłyszałam krzątanie się mojej mamy po domu, ktora wróciła jakieś pól godziny temu, a także obserwowałam przez okno imprezę Chaza przy świeczkach...chyba nie będę tego już komentować.
- Rose, jadłaś coś?- głos mamy rozbrzmiał w moich ustach, kiedy tylko weszła do pokoju.
-Hej, tak tak. Czemu tak długo cię nie było?-spytałam.
- Musiałam załatwić papiery związane z naszą przeprowadzką, twoją szkolą i byłam u taty.
-Ohhh. Byłam dzisiaj przejść się po mieście.-wtrąciłam.
- To świetnie! Zostało ci tylko jeszcze poznać sąsiadów.
- Powiedzmy, że jednego mam już z głowy....dosłownie mamo- zaśmiałam się i pokazałam jej co dzieje się w domu na przeciw naszego.
- To dobrze....chyba.- zaśmiała się, po czym pocałowała mnie w czoło i wyszła.
Zmęczona całym dniem padłam na łóżko przypominając sobie po kolei co dziś robiłam, aż do nieznajomego chłopaka.... Potem usnęłam.
-------------------------
Witam ! Oto 2 rozdział. Jak zwykle zachęcam do komentowania i wyrażania swoich szczerych opinii. Do następnego 😍

środa, 8 lipca 2015

1. New Place

Jestem właśnie w drodze do zupełnie obcego mi miejsca,aby rozpocząć nowe życie razem z mamą. Kupno mieszkania na Whestone było najlepszym wyjściem z tej całej sytuacji. Powodem przeprowadzki jest rozwód rodziców. Od zawsze w domu numerem 1 były awantury. Chyba nikt z nas nie miał siły,aby dalej udawać szczęśliwą rodzinkę. Postanowiłam wyprowadzić się z mamą, bo to ona zawsze przy mnie była kiedy kogoś potrzebowałam i zawsze mnie doceniała. Niestety nie mogę powiedzieć tego o tacie. Kocham go, ale ciężko jest mieszkać z osobą, ktora na każdym kroku cię krytykuje. Nawet próbowałam poprawić nasze relacje, ale bezskutecznie. Ciężko jest mi o tym myśleć, za każdym razem mam ochotę rozpłakać sie jak mała dziewczynka. Czasami mam wrażenie, że moją karą od Boga jest życie. Moje problemy nie kończą się na tylko tych w domu. W szkole, do której chodziłam nie było łatwo. Zawsze byłam obiektem kpin z zupełnie nieznanych mi przyczyn. Nigdy nic nikomu złego nie zrobiłam, wręcz przeciwnie, nigdy się w nic nie angażowałam. Byłam tam, ale równocześnie mnie nie było... - Rose ! Wysiadamy słońce -nagle głos mojej mamy wyrwał mnie z zamyślenia. - Wezmę bagaże,mamo. - kiedy wysiadłam przed moimi oczami malował się nie duży domek. Gdy weszłyśmy do środka wyglądał na bardzo przytulny. Kiedy weszłam na piętro zobaczyłam jeden pokój i łazienkę obok. Mama rozgościła się na dole, co oznacza, że ten pokój jest dla mnie. Mój pokój jest bardzo ładny. Na ścianach dominuje kolor liliowy, a meble są starannie dobrane do reszty wystroju. Zrobiło mi się troche przykro, bo to tata większość tutaj urządził. Niestety po raz kolejny dzisiaj mama wyrwała mnie z "transu" oznajmiając, żebym szybko się rozpakowała i zeszła na dół, bo idziemy na zakupy. A więc jak najszybciej mogłam, ułożyłam większość swoich ubrań do szafy, a kosmetyki zaniosłam do toalety obok. Ponieważ idziemy na miasto postanowiłam przebrać się w jeansowe spodenki, krotki czarny top, zarzucając na siebie dlugi sweterek oraz zmieniając buty na białe, przed kostkę conersy. - No nareszcie się doczekałam ! - mama pokiwała głową z niedowierzaniem i dosłownie wypchnęła mnie za drzwi, zamykając je za sobą na klucz. . - Mamo! Chciałam wsiąść sobie jabłko! - pisnęłam, na co mama się tylko zaśmiała. . - Zjemy na mieście. Narazie jedziemy do centrum. Od poniedziałku idziesz do nowej szkoły, musisz kupić sobie parę nowych ubrań, co ty na to? . - W sumie masz rację.... Ale z drugiej strony po co, skoro i tak będą się ze mnie wszyscy śmiać... . - Może tu będzie inaczej, Rose . . - Chyba chciałaś powiedzieć gorzej.- w zamian otrzymałam od mamy ciche westchnięcie. Wiem, że nie powinnam się tak zachowywać bo to nie jest jej wina, ale mam dość robienia sobie zbędnych nadzieji. Droga do centrum nie była tak krótka jak myślałam, ale kiedy w końcu dotarliśmy, poniósł nas szał zakupów. Oczywiście kupiłam więcej, niż zamierzałam, ale jestem zadowolona z tych wszystkich rzeczy. Zmęczone zakupami poszłyśmy do kafejki obok i obie zamówiliśmy kawę. Usiadłyśmy przy stoliku, a już za chwilę przed nami stało nasze zamówienie. Śmiałyśmy się i rozmawialiśmy o wszystkim co popadnie, ale za nic w świecie nie potrafiłam zignorować spojrzenia palącego mi dziurę w głowie. Kiedy się odwróciłam ujrzałam stolik dalej przy, ktorym siedziała grupka chłopaków i dziewczyn. Czułam się nieswojo dlatego poprosiłam mamę abyśmy jechali już do domu. Bałam się,że znów mogę zostać obiektem kpin. Mama nic nie pytając dopiła kawę i zabrała swoje zakupy. Kierując się w stronę wyjścia spotkałam się z życzliwym, ale ciekawskim spojrzeniem jednego z chłopaków ze stolika "ciekawskich". Nie będę narzekać...^^ -------------------------------------- Witam was :). Jeśli to czytacie to chciałam was powitać pierwszym rozdziałem mojego opowiadania "Brave". Jesli wydaje wam się że rozdział jest zbyt krotki lub macie jakies inne uwagi,proszę śmiało pisac o tym w komentarzach :). Jesli chcecie możecie również polecić mojego bloga innym blogerom lub znajomym, będę bardzo wdzięczna. Zapraszam w niedługim czasie na rozdział 2. ;*